Drukuj
Kategoria: Politykowanie

Czas na przeniesienie artykułów z serwera CBA się kończy. Tu przenoszę drugi, który w pewnym sensie odrobinę wpisuje się w tematykę tej strony. Jest to tekst z końca sierpnia 2015 roku:

 

Zbliża się czas referendum. Wiele osób w różny sposób wypowiada się na jego temat. Pomyślałem, że i ja się troszkę uzewnętrznię. Tym bardziej, że jakiś czas temu przyszła mi do głowy myśl jak zmienić nieco system wyborczy w kraju. Czy byłby to idealny system? Nie wiem, ale po głębszej analizie stwierdzam, że warto choć by rozważyć jego dobre i złe strony. Dlatego postanowiłem o tym napisać.

Zacznijmy od referendum. W naszym kraju niechętnie się podchodzi do referendów z kilku względów:

  1. W teorii zamiast referendum mamy wybory, gdzie wybieramy przedstawicieli z pasującymi nam poglądami
  2. kwestia do rozstrzygnięcia, kiedy referendum jest wiążące i w jaki sposób
  3. kosztują

Gdyby wszystko było jak w punkcie 1) byłoby idealnie. Niestety - osoby, które wybieramy nie realizują programów, z którymi idą do wyborów.Nie ma też żadnego narzędzia, aby móc egzekwować od tych osób złożone przez nich obietnice wyborcze. Dlatego są osoby, które optują za systemem Jednomandatowych Okręgów Wyborczych. Może i jest to jakaś myśl. Tylko czy, a jak tak, to na ile uda się zrealizować?

Druga kwestia jest trudniejsza, bo pytanie w referendum musi być w miarę proste i odpowiedź też raczej z cyklu tak lub nie. Więc trzeba albo głosować na gotowe rozwiązania, albo na ogólną wizję z nadzieją, że politycy ją zrealizują, ale tu wracamy do punktu 1).

Trzecia kwestia - referenda kosztują. Tego przeskoczyć się nie da, ale koszty można zmniejszyć. Zauważmy, że jeśli coś jest cykliczne, to można mieć to taniej, niż zrobione raz od wielkiego dzwonu.

I tą drogą poszedłem. Mając w pamięci np system wyborczy w USA (opisany w wielu miejscach) pomyślałem, że gdyby coś stamtąd zaczerpnąć, nie byłoby źle. Z drugiej strony przypomniał mi się Sejm Wielki. I to co z moich przemyśleń wyszło:

Po pierwsze powinniśmy ustalić w jakiś sposób 2 dni w roku, w które odbywały by się wszelkiego rodzaju wybory i tylko w te dni. To czy byłaby to zawsze np druga niedziela maja, czy zawsze 5 kwietnia, to sprawa drugorzędna i do ustalenia jako mało istotny szczegół, który trzeba koniecznie ustalić, ale to później. Zaleta taka, że nikt nie miałby jakiś pretensji do Marszałka, czy Prezydenta, że ustalają najwygodniejszy dla siebie termin. Dlaczego 2 terminy? - ponieważ mamy dość dużo różnych wyborów i jakby w jednym roku wypadły terminy np wyborów do parlamentu oraz samorządowych to lepiej by były one w rożnych terminach. W tych terminach również przeprowadzałoby się wszelkiego rodzaju referenda. Wiadomo komisje musiałyby być większe ale mamy jeden termin, z góry zaplanowany, więc łatwiej wszystko przygotować wcześniej, więc i taniej.

Druga kwestia, to sejm podzieliłbym na 2 części. Tak by kadencja trwała 4 lata, ale wybory były co 2 lata. Dałoby to dużo większą płynność prac, nie byłoby czegoś takiego, że albo zdążymy coś w tej kadencji zrobić, albo w nowej trzeba będzie wszystko zaczynać od początku. Musiałaby być zachowana ciągłość prac nad dokumentem/ustawą/uchwałą. Jeśli nie udałoby się zmienić konstytucji i wprowadzić JOW-ów, to może system mieszany 50/50, wtedy przy jednych wyborach głosowanie na listy, przy kolejnych głosowanie w systemie JOW-ów. Dobrze powinno wtedy też podziałać to na partie, bo te łatwo mogłyby stracić władzę po 2 latach.

Czy to poprawiłoby system polityczny? - na 100% nikt nie zagwarantuje, ale byłaby taka szansa. Teraz takiej nie ma! Wystarczy spojrzeć jakie buble prawne wychodzą teraz z sejmu. Skoro to wszystko jest niespójne, wychodzę z założenia, że warto spróbować.

Pozdrawiam
Obywatel Kaczuś

 

 

Odsłony: 3180